Recenzja filmu

Dzień po (2017)
Sang-soo Hong

W jutrzejszym odcinku

"The Day After" jest trzecim filmem wyreżyserowanym przez Honga w tym roku i owo zabójcze tempo ma niestety odzwierciedlenie w formalno-narracyjnej strukturze. "The Day After" jest świetne na
On, ona i ta trzecia. A zapewne również czwarta, piąta i szósta, gdyż bohater nowego filmu Honga Sang-soo sztukę kłamstwa opanował do perfekcji. Poznajemy go przy śniadaniu, w rozmowie z żoną, która pół żartem, pół serio pyta, czy ten ma kochankę. Bong-wan (Kwon Hae-hyo) siorbie zupę, popija soju i milczy, próbując ukryć zakłopotanie. Wychodzi na to, że trafiła w dziesiątkę. Już w tej scenie znajdziemy wszystko, co w kinie Koreańczyka najważniejsze: kobietę, mężczyznę, łzy i alkohol.  

Bong-wan jest uznanym krytykiem literackim i dokonuje właśnie wymiany personelu w prowadzonym przez siebie wydawnictwie: rezolutna Ar-eum (Kim Min-hie) zastępuje na stanowisku redaktora Hae-joo (Jo Yun-hie), z którą mężczyzna uwikłał się w romans. Nowo przybyła pracownica nie zna całej historii, lecz mimowolnie staje się częścią małżeńskiego dramatu: pewnego dnia, z gracją trąby powietrznej, próg wydawnictwa przekracza żona właściciela i myląc Ar-eum z jego faktyczną kochanką, zaczyna okładać dziewczynę po twarzy. To oczywiście dopiero początek problemów w obrębie tego dziwacznego czworokąta. 

Hong Sang-soo jest festiwalowym pieszczochem, który ma słabość do trzech rzeczy. Po pierwsze, do boleśnie dosłownych tytułów ("Teraz dobrze, wtedy źle", "Twoja i nie tylko twoja", "Hahaha"). Po drugie, do minimalistycznego stylu pełnego długich ujęć i wewnątrzkadrowej symetrii. Po trzecie, do opowieści o kryzysie męskości oraz facetach, którym współczujemy bólu serca i zazdrościmy jasności umysłu. W "Pojutrze" tytuł jest nieco bardziej metaforyczny, ale reszta się zgadza. Bong-wan to kolejny bohater w korowodzie mężczyzn, którzy gdzieś się pogubili i teraz próbują złożyć życie do kupy przy minimalnej liczbie ofiar.  I kolejna opowieść, w której z jednej strony komiczne, a z drugiej pełne bólu i smutku sceny służą coraz głębszej introspekcji (na dobrą sprawę całe kino Koreańczyka to jedna wielka autobiografia). Bohaterowie – najczęściej dosłownie – miotają się w egzystencjalnym bólu, rozdzierają ich sprzeczne pragnienia, z kolei Hong patrzy na nich z szacunkiem i wyrozumiałością, którą potrafi zarazić widza. Dość powiedzieć, że w przypadku takich postaci jak Bong-wan jest to sztuka. 

Mówi się, że kolejne filmy Koreańczyka przypominają rozdziały tej samej, pisanej przez lata powieści; że z każdym filmem nieznacznie rozszerza on ekranowy świat, lecz pozostaje wierny ulubionym tematom, przenosi znajome dusze w nowe ciała. To słuszna perspektywa, lecz ja widzę w tej migracji wątków raczej problem niż cnotę. "The Day After" jest trzecim filmem wyreżyserowanym przez Honga w tym roku i owo zabójcze tempo ma niestety odzwierciedlenie w formalno-narracyjnej strukturze. "The Day After" jest świetne na poziomie pojedynczych scen, ale złożone bezładnie, jakby procesy emocjonalne, którym ulegają bohaterowie, nie były równie istotne w szerszej perspektywie. To film schludny i klarownie opowiedziany, jednak estetycznie rozczarowujący, jakby czarno-biała taśma miała być wartością samą w sobie. Są reżyserzy, zwłaszcza azjatyccy (Kim Ki Duk, Takashi Miike, to do Was!), którzy z założonej "niedoskonałości" formy i treści potrafią uczynić zaletę. Tyle że ich filmy – jakkolwiek niedoskonałe – nie przypominają entego odcinka tego samego serialu.   
1 10
Moja ocena:
6
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones